piątek, 22 lutego 2013

Moje spotkanie z depresją

Zaczęło się niewinnie: nowy kierownik, który pracował z nami na podrzędnym stanowisku z kumpla awansuje na szefa. No i zaczyna się powoli jazda. Najpierw zgrany zespół zostaje podzielony na "tych lepszych" i i ci "gorsi". Oczywiści ci lepsi mają lepiej bo to i mniej pracy, którą obarcza się tych gorszych i wszystkie premie no bo przecież są lepsi. Jak można być lepszym skoro dokłada się pracownikowi coraz więcej pracy?
Na początku był stres. idąc do pracy nigdy nie było wiadomo do czego się "Pan Kierownik" doczepi.
Nie wspomnę, że pracy wciąż przybywało.
potem zaczęło robić się coraz gorzej. Może wynika to z tego, że jestem z pokolenia, gdzie kierownik był osobą kompetentną i z którą z reguły nie dyskutowało. Niestety "gówniarz", który objął stanowisko kierownicze to najgorsza postać karierowicza. Trzeba było chyba posłać mu przysłowiową wiązankę aby dał sobie spokój. Bo chciałam nadmienić, że do presji pod którą się pracowało doszedł mobbing w czystej postaci. Pan kierownik kierował się zasadą, że mu wszystko wolno. Tak jest prawdopodobnie do tej pory.
W pewnym momencie mój organizm się zbuntował i wylądowałam w poradni zdrowia psychicznego. Niestety pani doktor również nie zdała egzaminu. Strzępek nerwów płaczący i ledwie stojący na nagach po wysłuchaniu całej historii z receptą w ręce odesłała do domu a tym samym do pracy. Ca ma zrobić kłębek nerwów jeśli nie otrzyma zwolnienia? Idzie do pracy.
Litościwi ludzie mi jednak pomogli i zwolnienie lekarskie otrzymałam od lekarza rodzinnego.
Tak się w tempie zaczęło teraz toczyć wszystko z górki. 
Po roku złożyłam wymówienie ale mój stan psychiczny fatalny.
Leki wcześniej przypisywane przez panią psychiatrę wcale na mnie nie działały. Oprócz tego zlikwidowano akurat poradnię zdrowia psychicznego więc zostałam sama ze swoim problemem.
W tym najtrudniejszym dla mnie okresie wielkim wsparciem byli dla mnie mąż i córka. Nie dali mi zostać ze samej. Wciągali mnie gdzie się tylko dało, zagadywali, pokazywali, że jestem im potrzebna. Powoli więc musiałam się zmobilizować i zaczęć coś robić. Muszę tu nadmienić, że Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami. Moja walka o poprawę poczucia własnej wartości wówczas się zaczęła.
ciąg dalszy nastąpi

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz